Ucho, dynia, sto dwadzieścia pięć!
Jacek Kosmala chciał krzyczeć, że nie chce, że się nie zgadza, ale nie mógł. Jego okrągła i rumiana twarz wydłużyła się w psi pyszcz ek, nogi stawały się coraz krótsze, ręce skurczyły się w błyskawicznym tempie i stały się małymi, krzywymi łapkami. Całe ciało było teraz długie i pokryte zółtą sierścią. jednocześnie Jacek poczuł, że jest mu bardzo niewygodnie tak stać na dwóch nogach, i wobec te go stanął na czworakach. - Co się ze mną dzieje? - krzyknął zdumiony i przestraszony, ale zamiast krzyknąć, głucho warknął.