Uchodźcy z Korei Północnej
Wiadomości na temat Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej docierające poprzez media są niepełne, lakoniczne i nie oddają wciąż owianego tajemnicą obrazu tego kraju. Aby to zmienić, Morillot i Malovic, doświadczeni francuscy dziennikarze, przeprowadzili wiele rozmów z północnokoreańskimi uchodźcami, do których trudno dotrzeć: z byłymi dyplomatami, byłą oficjalną pisarką reżimu, byłym pułk ownikiem, byłą urzędniczką. Świadectwa emigrantów są najczęściej przerażające: obozy pracy, edukacja ideologiczna, zmuszanie kobiet do prostytucji, bieda i głód. Ci, którym udało się uciec, w przejmujący sposób opowiadają o marzeniach, miłości, samotności, strachu oraz o tęsknocie za najbliższymi, którzy zostali po tamtej stronie. Uciekinierzy, których historie przedstawione są w książce, prze mawiają nie tylko w swoim imieniu. W istocie reprezentują setki tysięcy podobnych im Koreańczyków, próbujących ratować się ucieczką od reżimu, przemocy i nędzy. Nazywam się Sukhui. Urodziłam się w 1959 roku, roku świni, w Phenianie, w dystrykcie Mangyeongdae, niedaleko chaty, w której Kim Ir Sen spędził dzieciństwo. (?) Kiedy znalazłam się przed domem rodziny męża, zatrzasnęli mi drzwi przed nosem, obrzucili przekleństwam i i powiedzieli, że nie chcą mnie więcej widzieć. Miałam trzydzieści dziewięć lat i głodne dziecko na rękach. Pierwszy raz w życiu p rzyszło mi spać na ulicy, bez niczego, nie licząc nieba nad głową i synka w ramionach. Siedząc w przydrożnym rowie porosłym chwastam i, na wprost morza, po raz ostatni nakarmiłam syna piersią. Uścisnęłam go mocno i zostawiłam u ojca. Korea Północna nie jest miejsce m dla człowieka. Było to 11 lipca 1998 roku. Dzień był gorący i parny. Kończyła się pora deszczowa. Wsiadłam do pociągu jadącego na północ. Miałam ze sobą trochę pieniędzy, co pozwoliło mi przekupić konduktora. Przed kolejnymi kontrolami chowałam się pod siedzenie m w wagonie. W miarę przejechanych kilometrów coraz częściej powracałam w myślach do podjętej decyzji, analizowałam wszystkie jej mo żliwe aspekty. Dobrze wiedziałam, co robię i na jakie niebezpieczeństwo narażam rodzinę. Z zamkniętymi oczami wyobrażałam sobie nast ępstwa ucieczki. Najpierw przez kilka tygodni, a może miesięcy, będę figurowała jako ?brakująca?. Po jakimś czasie znikną wszystkie wątpliwości i rodzina będzie musiała ponieść konsekwencje mojego wyboru. W tym momencie otwierałam oczy. Po co myśleć o rodzicach? T o i tak nic nie da. (fragment)
- author: Dorian Malowic, Marillot Julienne