Poranek Marii i inne opowiadania
'Mam na imię Leda. Poza tym nie da się o mnie powiedzieć zbyt wiele. Ale nie dlatego, że nie ma o czym mówić! Wręcz przeciwnie, opowieść o mnie, raz rozpoczęta, nie miałaby końca. Bo jestem żywa, bardzo żywa - choć noszę w sobie także kamyk śmierci - a życie, dopóki trwa, jest nieskończone jak morze, Jak śmierć, która byłaby nieskończona, gdyby nie to, że raz po raz coś zakłóca jej monotonne trwanie. Wtedy z białego szumu wyłania się dźwięk: początkowo cichy, choć od razu śpiewny, a potem rosnący w siłę, by w końcu rozkwitnąć jak symfonia. Ja, Leda, jestem tą symfonią! 'Kobietą', cokolwiek by to miało znaczyć... A raczej wieloma kobietami, choć żadną z nich na stałe.'
[fragment]