Angola Express
Cztery miesiące od portugalskiej Rewolucji Kapitanów w 1974 r., która obaliła bezkrwawo najstarszy faszystowski rząd w Europie i ogłosiła koniec wojen o utrzymanie dominiów kolonialnych w Afryce, Angola proklamuje niepodległość. Wybucha długa wojna domowa. Korespondent Polskiej Agencji Prasowej Mirosław Ikonowicz trafia jako reporter do Gwinei-Bissau i Angoli. Utwór jest zapisem jego doświadczeń i obserwacji z tego okresu. Książka napisana żywym, barwnym językiem, pełna faktów a zarazem ciekawych spostrzeżeń kulturowych z tego regionu Afryki wciąga czytającego. Pozycja ilustrowana licznymi zdjęciami, mapami regionu. ------------------------------------------------------------''(...) Zabijał ich skutecznie przez jedenaście lat. Kapitan Antonio Gimaraes, chudy blondyn, prawie albinos o zaczerwienionych z niewyspania oczach, od tygodnia latał codziennie na tej samej niebezpiecznej trasie. Każda awaria silnika nad ciągnącym się przez 100 kilometrów obszarem bezdennych moczarów mogłaby skończyć się tylko w jeden sposób: bagna zamknęłyby się nad nami. Jego śmigłowiec, po wymontowaniu karabinów maszynowych, służył jako taksówka dla czarnych delegatów udających się na uroczystość proklamowania niepodległości Republiki Gwinei-Bissau. Umowa była taka, że i oni lecą bez broni. Zawarto pokój, ale obie strony nie miały do siebie zaufania. W skrytce pod fotelem francuskiego Aluette kapitan mógł ukryć mały pistolet maszynowy. Był niemal pewien, że muzułmanie z delegacji młodzieży somalijskiej pod swymi obszernymi burnusami też ukrywają jakieś żelastwo. Wsiadłemostatni, a samotny lotnik, wyciągając do mnie zimną, spoconą dłoń w maszynie pełnej niedawnych nieprzyjaciół, wyszeptał mi do ucha:- Bardzo proszę, niech pan jako jedyny biały, usiądzie tu przy mnie ? to wygodny fotel. Uległem jego prośbie, porzucając nagle mojemocne postanowienie, że zademonstruję braterstwo i zajmę niewygodne miejsce między delegatami. Była połowa sierpnia 1974 roku. (?) Startowałem z zaimprowizowanego lotniska w środku buszu, gdzieś o 12 stopni od równika. Śmigłowce dotychczasowego kolonialnego ciemięzcy i nieprzyjaciela świadczyły nowej władzy kurtuazyjne usługi transportowe. Lecieliśmy na uroczystości proklamowania niepodległej Republiki Gwinei-Bissau organizowane w dawnym partyzanckim obozie koło wioski Medina de Boe. Na miejscu zastałem ustawione w gęstym lesie błyszczące seledynowym lakierem lodówki marki ASEA. Podarowane przez rząd Szwecji i podłączone do agregatów radzieckich samochodów pancernych, chłodziły dla gości z całej Afryki amerykańską coca colę. Tak zaczyna się pierwsze ze zbioru opowiadań byłego korespondenta wojennego PAP w ?portugalskiej? Afryce, Mirosława Ikonowicza. Autor pisze min.: W ciągu jedenastu lat wojny w tym maleńkim afrykańskim kraju zginęło prawie 2.000 portugalskich żołnierzy z 35 ?tysięcznego korpusu kolonialnego i 6.000 bojowników 10-tysięcznej partyzantki. Od Gwinei-Bissau zaczęły się moje wypady do Afryki. Tam już nie strzelano. Jedna
- author: Mirosław Ikonowicz